poniedziałek, 17 grudnia 2012

pulsoprzyspieszacz


Najchętniej nie pisałabym nic. Owo przepełnienie aż do wykipienia niczego jednak kiedyś zniknie, a to niedobrze. Trzeba zapisać, zanotować, aby nie zapomnieć.

Wypieram, alby poukładać myśli na półeczkach. Wypieranie kończy jednak wraz z płynem do czarnego.
Nie wiem jak Wy, ale ja wzięłam adwent na poważnie. Wskoczyłam w niego świeżutko, z lekkim osierdziem, beż żylaków. Pokręciłam się w swoim zadowoleniu, machnęłam szmatką tu i tam. I nagle łomot taki za mną, dosłownie za plecami.

Jedno powiem na koniec, potrzebna jest potężna, przyczajona w skoku CZUJNOŚĆ. Czujność podsycana ciągłą analizą ducha, bezustanna redefinicją. Nie ma raz ustalonych porządków, sensy wirują, robiąc z nas balona. Jeśli stracisz czujność, dostaniesz bolesną lekcję. Czuwajcie.


ps. link do węgierskich ciasteczek podesłany przez Siostrę - dzięki!

środa, 21 listopada 2012

dla wszystkich przyjaciół


Nie mogę oprzeć się wspomnieniu pewnej  obserwacji ze świata owadów. W jeden z ostatnich dosyć ciepłych jesiennych dni zauważyłam przedziwny taniec czegoś skrzydlatego. Słońce prześwietlało ogród a dwa osobniki muszne, jak na gumce niewidzialnej, w odległości kilkunastu centymetrów od siebie sprężynowały w górę i w dół. Naprzemiennie. Amplituda była stała, szokująco równa. Jak jeden w górę, to drugi w dół. Zachowały odległość. Zabawa trwała dosyć długo i hipnotycznie czekałam na ich potknięcie. Idealny tor w końcu uległ zachwianiu, jedna popełniła wyłom, za to druga.... poczekała i znów tańczyły oszałamiająco równo, w idealnej linii prostej, na tych samych granicznych wysokościach, jak dwa yoyo.
Steve Reich, jak sądzę, też to zobaczył i skomponował muzykę.





Dziękuję wszystkim oglądaczom za 100 000 wizytacji!

niedziela, 18 listopada 2012

Tapas

Pali mnie w ramionach ze stresu, nadmiaru pracy, braku równowagi pomiędzy mogę a powinnam. Piecze wystąpiony krąg szyjny, jak gwóźdź w karku. Oblewa fala piekącego gorąca bólu i adrenaliny. Czasem nakładam terkoczącego kota na ramiona, ale zirytowany moim niespokojem ucieka.

 A przecież dopiero co było w Indiach Święto Diwali, wnikliwie przeze mnie obserwowane, bo to nie lada wizualna gratka - święto ognia i płomieni niosących modlitwy prosto do nieba! Ogień niszczy ale i oczyszcza, ma podwójną naturę. Ogień dezynfekuje. Ogień jest wieczystym stawaniem się, doskonałą metaforą Wszechświata w Ruchu.
Dlaczego zatem ni z tego ni z owego ogień trawił najpierw me gardło od środka, przez trzy dni pozbawiając głosu na wykładach, a studenci wyciągali uszy, żeby słyszeć moje zdeterminowane szepty? Dlaczego raptownie ból ustal, aby wejść dziś w kręgi?
Tybetańczycy samospaleniem protestują przeciw okupacji chińskiej, Palestyna krzyczy.


Popatrzcie, jak eksplodowało święto malutkich lampek. Jesteśmy osobno małymi światełkami, globalnie  jednak mądre działania mają moc sprawczą.




http://thinng.com/5603-india-diwali-satellite-image-of-india-during-diwali-night-festival-of-lights

Zapalcie dziś lampkę dla świata.

niedziela, 4 listopada 2012

spokoju szukam

To niemal niemożliwe. Gromadzę go w reklamówkach, na tekturowych tackach, w kubeczkach po kefirze.
A później niespodziewanie wpada kot i wszystko rozlewa, obryzgane ściany kumulują lęki i napięcia.
Spokój trzeba trzymać we wiadrze, wtedy się nie wylewa.
No i tak codziennie, biorę ścierkę i od nowa zbieram.

Ale jest już u mnie płyta Miąższu! Piękna i mądrze zaśpiewana, bez grama spokoju! Mogę ją wałkować cały czas. Uwielbiam Aśkę, która jest narysowana wewnątrz okładki jak z diabłem pali Giewonty!

Co w jesieni jest takiego, że człowiekowi wszędzie ciasno albo za szeroko, nigdy w sam raz?
Czekam na książeczki z alledro.




piątek, 2 listopada 2012

zadusznie

(...) Powracam ciągle do stwierdzenia, że świat zewnętrzny jest niczym lustrzane odbicie świata wewnętrznego. Nowoczesna fizyka pokazała nam, że pod zewnętrznymi zjawiskami, najpierw ciał stałych, potem atomów, protonów i elektronów istnieją pola energii. My sami jesteśmy polem energii zanurzonym w ogromnym polu energii całego wszechświata. Nasze zmysły projektują nam świat na zewnątrz jako trójwymiarowy obiekt, w którym, jak się nam wydaje, żyjemy i się poruszamy. Ten świat jest jednak przejściowy. Nieustannie mylimy zewnętrzne zjawiska w czasie i przestrzeni z niezmienną Rzeczywistością.(...)
(...) Ale tak jak w lustrze, czy w tafli jeziora, na powierzchni ciągle zmieniających się form odbija się skryta boska rzeczywistość. Każda z religii ma na nią swe specyficzne określenie.(...)

Poszukujących dreszczyku duchowego odsyłam do źródła: http://www.wccm.pl/index.php?id=99
Przeczytałam od dechy do dechy - polecam - w zakładce Konferencje BEDE GRIFFITHS OSB

Pozdrawiam w ten piękny dzień, gdy nasi bliscy, którzy są już po drugiej stronie świata, spacerują z nami szczególnie blisko, pod rękę. 

wtorek, 30 października 2012

palnik jesienny

Zwracam się z gorrrącym apelem, aby nie panikować!
Tak, pochłodniało. Jest ciężko! Rajstopy nie są wygodne, to znaczy dla niektórych może są, ale pogoda nastraja raczej na bawełniane kalesonki, dwie pary.
Ja bardzo proszę, nie smutniejmy.
Jest tyle pysznych dań, napojów, pachnących fizdrygów! Cynamon, kardamon, pomarańcza. Psy cieszą się ze spaceru, dzieci zacierają mokre ręce i wyciągają śnieg z rękawów, bo bałwan się nie klei - będzie się kleił już niedługo! Na razie nastała pora wymiękania. Trwamy w fazie przejściowej, pomiędzy nartami a złotą jesienią.
Niech każdy pomyśli o pięknych rzeczach, do jasnej cholery ;)
Bardzo polecam odkurzenie zajęć ruchowych - aerobiku, jogi, pływania. Z ogromną radością mięśni i ducha! Ciało rzeźbi naszą świadomość. Termos z gorącą herbatą od Gosi po treningu - nieoceniony!
No i koniecznie ciepłe owijki na szyje i głowy.
Ja dostałam piękny zestaw kobaltowy, rozpraszający jesienną szarzyznę.



fot.www-źródło nieznane
Trzymajcie się ciepło.

wtorek, 23 października 2012

problem tkwi w nosie

Każdy z nas wwierca się nieznacznie w małe subkultury lokalne, w których żyje. Ja średnio co 10 lat diametralnie zmieniam miejsce zamieszkania. W takich przypadkach trzeba sobie wydeptać nowe skróty po zaoranym, do kiosku z gazetami, po masło do najbliższego Lidla.
Tako się stało ze znalezieniem lekarza rodzinnego, którego bątą wypada mieć, a przynajmniej dziecko powinno.
Wybrany dawno temu na chybił trafił lekarz okazał się być bardzo polecanym i dobrym. Okazał się też postacią nietuzinkową.

Zawsze możemy spodziewać się trzech zdań.
Tym razem jednak werdykt był szokujący.

Gardło zdrowe. Problem tkwi w nosie. Syrop dwa razy dziennie.

 Myślę, że do picia, nie do wąchania? Nos leży niedaleko gardła. Myśli krążą niedaleko głowy.
Wysoki i szczupły Budda z wąsami. Podnosi wzrok dopiero przy podawaniu recepty. Na przedstawieniach mógłby grac pasmo górskie pod śniegiem.
Panie Doktorze, pozdrawiam ;))

środa, 17 października 2012

serkowatość serka i kanały mocy

Pewna pani powiedziała mi kiedyś w muzeum, że świat przyspiesza. Nie chodziło o świat cywilizacji i zgiełku, ale o jego zawartość duchową. Zaobserwowała bowiem, że życie odpowiada na jej pytania już nie w module kilku lat, a tygodni; skutki działań przychodzą błyskawicznie a zachcianki materializują w trymiga.
Przypomina to trochę nadrabianie zaległości z sensu życia, zbieranie setek maili z zapomnianej skrzynki. Rzeczywistość ocknęła się za pięć dwunasta przed terminem i wpadła w panikę, że nie wszystko jeszcze GOTOWE.

Sprawy, o które zaciekle walczyłam kilka lat temu kładą się teraz zalotnie na talerzu. Chciałaś - weź, ciekawe, co teraz tym zrobisz?

Potwornie zmęczona otwieram pracowniczą szafę w swoim pokoju hotelowym, myśli przyspieszają - a tam co?

Czajniki elektryczne. Nie dwa, trzy. Pięć - w pokoju dwuosobowym. Każdy z nabazgranym nazwiskiem właściciela. Ale w pokoju jest służbowy czajnik, działa! Dlaczego pracownicy przynoszą swoje? Czy jest to przedmiot intymny, jak szczoteczka do zębów?


Na chwilę przystanęłam, by zastanowić się nad kolejnością działań i bezruchu. Dziś opowiadałam studentom o architekturze dawnej Japonii i przypomniałam sobie o pierwszeństwie pustego miejsca wobec materialnego dziania się. O chwili bezdechu między oddechami, którą lekceważymy, o bieli kartek książki między literami. Rabin gnębiony pytaniami wiernych odpowiedział kiedyś - rozwiązanie waszego pytania leży pomiędzy słowami, jest zapisane odstępem.

Otumaniona uruchamiam laptoka, a tam zasilacz wywraca się kopytami na tamten świat. Zostaję na dwa dni wykładów bez notatek, planu wykładów i zdjęć. Wysiliłam wszystkie zwoje i odtworzyłam wszystkie tezy z pamięci. Muszę postawić swojemu mózgowi pomnik. Będzie miał kształt czajnika.

Co robić wobec nagłego i natychmiastowego NICZEGO?

Mata do ćwiczeń, która jeździ ze mną nawet do pracy. Błękitna gwarancja spokoju ducha i ciała.
Czy świat przyspiesza? Na pewno ... wszystko dużo szybciej się psuje. Teraz trzeba mieć przy sobie ze dwa czajniki, dwa zasilacze, wszystko zapasowe. Chciałabym mieć też dwa kręgosłupy i dwa razy więcej czasu sprawdzenie się w tym, co czego dążyłam.


ps. Kupiłam twaróg, który wygrał w konkursie twarogowatości roku. Jak zrobię zdjęcie to wkleję.

poniedziałek, 8 października 2012

gdy poranki są krótkie i zimne




Wtedy otwieramy szerzej szufladę i wygrzebujemy - imbir, figi, orzechy tegoroczne, kaszę jaglaną, sezam, cynamon, kardamonnnnnnnn......mmmmmmmmmm........ gorrrąco!
Kroimy i smażymy dynię, bakłażana i gotowane buraczki, posypujemy kozim lub owczym serem, dodajemy zioła. Matko, jak za mną chodziła dynia z buraczkami i serem!


Tymczasem nie traćmy głowy.



                                                 Koralik dla każdej z Pań, na zachętę ;)


sobota, 29 września 2012

jeszcze o bluesie

Wracam ciągle do tegorocznej edycji Festiwalu Satyrblues, ponieważ prowokuje mnie Claude.

Mniej więcej raz na rok odkrywam, że (nie tylko na festiwalu) istnieje jakiś głównoprowadzący wątek, wzór, według którego układają się losy. Ten rok zdecydowanie należy do transu oraz poszukiwania rytmu w świecie. Miejsca, które stanie się centrum wewnętrznej wędrówki i kresu zarazem.
W zadziwiający sposób we śnie i na jawie przychodzą do mnie i moich znajomych wizje węży, spiral, ośmiornic, czerwonej, gliniastej ziemi. Ziemia tej jesieni manifestuje się równie mocno w postaci urodzaju dyniowatych, gliny, siły życiowej, orzechów; wszędzie pierzchają spod nóg różnokolorowe jaszczurki. W ręce pchają się książki o symbolice kamieni, labiryntu, jaskini. Spotykam się z Siostrami na Festiwalu, a w nocy jednej z nich śnią się węże. Słońce pali w twarz i z półprzymkniętych powiek widzę ciągle... Australię!

Tak Claude Hay przyćmił tym słońcem Australii wszystkich. Byłabym zwyczajnie politycznie poprawna, gdybym napisała teraz krótką, uprzejmą notkę o każdym z gości - plastykach i muzykach, o fenomenalnej wystawie i pięknych zdjęciach "Into The Wild". Nie mam zamiaru!

W wieczór czarów transowych wprowadził publiczność 13 edycji Satyrbluesa sam Piotr Restecki. Stałam pod samiuśką scena z otwarta gębą. Sala była wypełniona tak, że - jak mawiał Tygrys - nie dałoby się wciski szpilnąć. Wielki talent organizatorów zwabił do Tarnobrzega wielu bluesofilów z całej Polski i kilku krajów sąsiednich. Wszędzie rozbrzmiewały  polsko-angielskie szepty gości, tłumaczy i znajomych.
Później była już uczta główna, choć pewnie moja osobista ocena zbyt żywiołowo i niezasłużenie odsunęła w kącik  babskiego serca innego muzyka - Michaela Lee Firkinsa, który również zagrał fantastycznie. Jeśli Michael słusznie jest mistrzem, to Claude jest po prostu muzycznym szamanem i spod jego uroku już chyba się nie wygrzebię.

Wybaczcie zatem zdjęcia bardzo.... hm... mono(Claudo)tematyczne ;)

Słów kilka o technice -  zaprezentował się jako człowiek-orkiestra, a raczej, jeśli można to uściślić, multiinstrumentalista temporalny. Nie jestem dziennikarzem muzycznym, ale opiszę to tak: zagrał tak, że czas swobodnie naginał się do jego kompozycji, co więcej, za pomocą własnoręcznie skonstruowanej podwójnej gitary (opowiadał z czego ją składał, między innymi fragmentu.. pralki), zestawu perkusyjnego i elektronicznego zapętlacza (looper?)) zamiótł wszystkich. Po tym, co z wielką osobista skromnością i wielką charyzmą zaprezentował, obecnym obok mnie znajomym muzykom wystąpił pot na twarzy. Oryginalność, prostota i energia, z jaką grał każdy kolejny utwór na bardzo długi czas będzie pobrzmiewała w duchu uczestnikom koncertu. Panu Looperowi podarowałam ceramiczną gitarę na pamiątkę z ... antypodów polskich ;)

Mocno w klimat australijskiego transu wbił się Szymon Szcześniak ze świetna wystawą zdjęć Into the Wild. Zdjęcia, które Państwo zobaczą w tle scen rodzajowych przy stoisku z ceramiką są jego autorstwa. Jako smaczek dodam, że każda z Trzech - Czterech już - bo z Basią - Sióstr zrobiła sobie zdjęcie ze zdjęciem wybranego "przystojniaka" na tapetę komórki ;)
Bardzo podobały mi się prace zaproszonego artysty rzeźbiarza i jubilera - Aleksandr Tivodar wstrząsnął moim uwielbieniem szkieletów i kości po raz kolejny - tworzy z nich kompozycje plastyczne oparte na zwielokrotnieniu motywów vanitatywnych i ... heavymetalowych ;) Piękna biżuteria!

No to teraz zapraszam do słuchania, zakupu płyty, oglądania zdjęć i rezerwacji czasu na wrzesień przyszłego roku. Uwaga, bilety kończą się już około początku sierpnia. Moje własne zdjęcia z koncertu wyszły bardzo beznadziejnie, dlatego prezentuje dziś fotografie zrobione przez Tomka.
Bardzo dziękuję: Organizatorom za zaproszenie, artystom za tak dobrą zabawę a przyjaciołom za obecność!





płytka:
http://us1.campaign-archive2.com/?u=1c7f818fef4025f44b0257422&id=a8de2dd7c8


Organizatorzy i Claude Hay przy naszym kramiku, "Paczpaczpacz -jakie- łaaadne!"


Mam coś dla ciebie, momencik, już zawijam sznurek! Będzie Pan zadowolony ;))))


No niestety gitarka się przekręciła i jej nie widać, Ale widać Claude'a! Po lewej Misiek, po prawej Basia.


 Mee Lee obdarowana przez Basię piękną bransoletką!


Pan "dziki" z wystawy Into the Wild ;)


Inny, równie dziki pan.

Wiesz, zaplatasz trzy razy dookoła a później wracasz tym samym sznurkiem. Tomek uczy mnie jak robić szubienicę.



Dziki pan przy dzikiej , australijskiej biżuterii Pracowni MAHI;)



Jacek Kawa prezentuje ;)

fot. Tomasz i Basia 

niedziela, 9 września 2012

nowy rok czyli co słychać gdy się zgłośni

Styczeń tradycyjnie służy do spisywania postanowień, odchudzania/tycia, byciu lepszym lub przynajmniej znośnym dla siebie i otoczenia. Jednak raz na jakiś czas można świadomie wejść w nurt rzeki, zwanej Powrotem do Domu  i może się to przytrafić niespodziewanie, bez Nowego Roku, w samym środku sierpnia.
Mąż zmienia pracę, ja wchodzę w nurt nowego cyklu zatrudnienia i pogrążam się po samo trzecie oko w pisaniu doktoratu. W tym roku musi być niemal skończony (doktorat, nie mąż). Zapisujemy się z całą rodziną na treningi różne, cętkowane i podłużne, gdyż w zdrowym ciele zdrowy chuch, czyż nie?

Jak mawia Pan Grzesiu, ważne decyzje zawodowe podejmujemy zazwyczaj w głupim wieku, serwując sobie więcej deserów z wyobrażeń niż pełnoziarnistych dań głównych. Zmiana zdania ciągnie się, lęk podgryza  ścięgna i powoduje niekontrolowany rozrost tkanek. Pan Grzesiu pod wpływem impulsu, z dnia na dzień rozstał się z ciążącym mu kontraktem. Sprawę przemyślał już wcześniej i czekał na znak z nieba lub ziemi.
Chyba dostaniemy zakaz wchodzenia do firm, bo działamy na pracowników zbyt, hm ... oswobadzająco ;D

Raz na milion lat zdarza się malutki przełom we właściwym miejscu i wpuszcza tyle światła, że nie można już się zatrzymać.
Stanęliśmy zgodnie, we dwoje, wobec czasu zmian. Tu panują już inne reguły. Cumujemy rzadko, coraz rzadziej. Życzę nam i Wam bezpiecznej żeglugi.

taki tam mały wernisażyk

Szeptem zapraszam wszystkich zainteresowanych na kameralną wystawę ceramiki artystycznej, na której znajdą Państwo piękne okazy myśli twórczej plastyków w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa na Podkarpaciu.  Dużo tradycji i regionalizmu, wiele nowości i nut płynących prosto z etnicznego serca. No i na dodatek zupełnie niepodkarpackie ośmiornice, które przypełzły aby towarzyszyć biżuterii i świecznikom z Pracowni MAHI z Rzeszowa!
Dziś wernisaż w Domu Kultury w Rzeszowie przy ulicy Okrzei, zapraszamy aby obejrzeć Ziemię -Glinę  która staje się Ciałem, Bytem i Artefaktem.



Wystawa czynna do 16 września 2012.
Plakat pobrany ze strony http://www.wdk.podkarpackie.pl/


środa, 5 września 2012

lastryko i czipsy

Nowy rok szkolny nam nastał, wszystko w szkole błyszczy, plecaki wyprane, stroje na wu-ef wyprasowane.    Tu powstaje niewidzialna klamra, spinająca nas z nimi. Czy one będą tymi, kim my jesteśmy, kim chcielibyśmy być, czy kim chcemy, aby one były? Ilu z nas przybije piątkę z Gibranem, że dziecko to strzała, wypuszczona w przyszłość, której jedynie tor lotu możemy śledzić?

Tygrzykowe mamy dyndają w samych centrach pajęczyn, starając odwracać uwagę od torebek z pociechami w środku, schludnie przyczepionymi w głębi liści. Kun jeszcze nie ma, za to słyszę już myszy na strychu. Nie boję się jesieni, bo wszystko mogę pomieścić w jednym małym chlebaku - wszystkie nadzieje tego roku, niedoszacowania strat, ryzyko warte i zawarte. Jak w Proroku wypuszczam strzały decyzji i mogę je śledzić tylko wtedy, kiedy są już poza mną.
A jednak mamy wrzesień ciepły i suchy, zapowiadają jeszcze upały, sezon oferuje nam wspaniałe warzywa i owoce, częstuje kukurydzą.

Odkryłam na nowo, zupełnie przez przypadek Pożegnanie z krytyką Porębskiego. Szukałam antropologii ciała u Nowosielskiego, ale wzrok mi się omsknął i pochłonęłam wszystko, od dechy do dechy.

Moje ciało jest zadziwione. Po operacji czuję jak obcy człowiek, który nagle wprowadził się do  mieszkania przyjaciół - niby wszystko znajome, ale inaczej niż w domu. Inne sygnały dzwonka.

Spotkam się z Siostrą mą niedługo, a później zabiorę Ją w świat błękitnej muzyki. Już się nie mogę doczekać.A jarmuż od Siostry Glinianej rośnie i rośnie - wczoraj dodałam go do zielonego koktajlu. Bardzo dobry!

Szkolne parapety z lastryko lśnią z całej, jesiennej siły. W mojej podstawówce były identyczne. Pani sprzątaczka wyrywa chwasty, w pokoju socjalnym już pachnie kawa.

wtorek, 7 sierpnia 2012

przerwa na reklamę ;) i kosmiczny gość w dom

Pragnę przedstawić najnowszy nabytek z Pracowni Neores - srebrny pierścionek z kamieniem księżycowym i ... meteorytem. Wstępny projekt wymyśliłam z ołówkiem w dłoni w głową pełną filmów s-f, a Pan Krzysztof wprowadził techniczne zmiany i wykonał raz-dwa. Cena również była bajecznie dogodna i wcale nie kosmiczna!

Nie piszę tego aby wywołać nieuzasadnioną zazdrość ale po to, aby z premedytacją promować dobrych, zaufanych artystów i rzemieślników. Jakość (testowana wielkokrotnie w ciężkich warunkach ogródkowo-kuchenno-plastycznych) jest doskonała, próba srebra dobrana idealnie, wykończenie staranne, wygodne. Tak jest ze wszystkimi pracami Pracowni Neores - serdecznie polecam.

www.neores.pl

Jestem zachwycona zakładką "meteoryty", bo to prace oryginalne i mądrze zaprojektowane. Poza tym oryginalne bursztyny z zatopionymi owadami, druzy agatów, mnóstwo pięknych kamieni, piękne fakturowanie powierzchni srebra, jak również biżuteria mokumegane - tworzona starą japońską techniką łączenia metali, wywodzącą się z XVII w. Nazwa pochodzi od moku (drewno), me (oko), gane (metal) i odpowiada wzorom zbliżonym do słoi drewna, które uzyskuje się poprzez tę metodę. Przedmioty uzyskane w ten sposób mają unikalną wartość, bowiem nigdy nie ma dwóch takich samych wzorów.



Prace można też dokładnie obejrzeć na www.pakamera.pl

http://www.pakamera.pl/pracownia-neores-0_s12056760.htm


fot:dr



fot:Pracownia Neores


fot.nieba - Navicore/wikipedia

Jeszcze raz serdecznie dziękuję!
Mam nadzieję, że ten wpis będzie dla Pani Joanny i Krzysztofa Jędrzejczak miłą niespodzianką.

sobota, 28 lipca 2012

spajder sierpień

...rozpoznajemy po tym, że młode krzyżaki rozpinają sieci na wszystkim, co nie ucieka. Nawet na śpiących ludziach.
Między zamkniętymi drzwiami samochodu a kierownicą, krzesłami a stołem ogrodowym, sałatą a pietruszką, praniem i balustradą, twarzą a drzewem - w tym konkretnym przypadku wchodzi się w nie gębą idąc dokądkolwiek.
Dziś odnowiła mi się nerwica i nie ruszę się na krok bez patyka machającego przed twarzą.
Jeden z "kolegów" uprzejmie schodzi ze stanowiska, kiedy wnoszę na balkon pranie. Wie, że dostanie w ryło kołdrą."Zdjęłam" go już trzy razy. Między barierkami musi być jednak piękny przelot much, bo warto naprawiać.

Podjęte ważne decyzje guzik mnie interesują wobec 34 stopni Celcjusza. Już nawet nie jest gorąco, bo pławię się w mrożonej kawie i trzech płytach z arabskim czilałtem.
O, i piszę artykuł, wsypując kostki lodu do kaptura mokrej bluzy.


To jest mój nowy widok przez okno w dachu ;))))))
Nocą teoretycznie widać gwiazdy, roje meteorów i takie tam. Do tego trzeba jednak leżeć w okularach i nie zasnąć, bo wgniecie się nos.

Ps. Z zakupów zostało tylko kwaśne mleko, którego nie chcą koty oraz ogórki z ogródka, da się z tego wykombinować ogórkową?

środa, 25 lipca 2012

zaraza pomidorczana

Tarta z wrażeń ładnie zarumieniła się w piekarniku. Targ, droga uciekająca przed maską samochodu, rower z koszem wypchanym koprem i śliwkami, grzechoczące słoiki. Pani z prowizorycznego straganu błyska błękitnymi oczami spod opalenizny i dżinsów wyszywanych cekinami - nie, zaraza u nas taka, pani, że miedzian nie daje rady, kupiłam oprysk za sto dwadzieścia złotych na sto litrów. Sto litrów! Rozumie pani, takie świństwo.Bo zaraza ze mgłą pod folię się pcha, z rana. Dobrze, że teraz już mgieł nie ma.
Wczoraj spryskałam ogród gnojówką z pokrzyw od Anetki, Anetki mama smutna, bo musi miedzianem. Też ma folie, i mgły z zarazą. Ale nie zna tego za sto dwadzieścia. Nie mówię jej, co się mają truć. Ogórki jednak o dziwo rosną jak w królestwie, przykryte rzęsami kopru.
Puszek wczoraj przyszedł, dwa lata go nie widziałam. Szaro-beżowy pers o spojrzeniu jednorożca z bajki. Położył się w ogórkach, kiedy pryskałam.
No i tak to, panie. Jeden kosi, drugi wierci. Sąsiedzi buczą piłami. A ten to czego nie kieruje? Bo on miszcz kierownicy, k...! Łup.
Mobilki, wypadeczek był, taki w miarę poważny. Omijajcie przez Malawę.



środa, 18 lipca 2012

łączenie serc



Będzie się działo wiele, bo jesteśmy na początku drogi, zaledwie. Jednocześnie minęły już eony.
Zdążyły wymrzeć wielkie gady, zmniejszyć paprocie, skrystalizować labradoryty. My wciąż kręcimy się gdzieś pomiędzy ich molekułami jak nastolatki na wyprzedażach w centrum handlowym.

Wszystko jest połączone
a wszelka rozdzielność jest złudzeniem.


Bardzo dziękuję!

piątek, 13 lipca 2012

Harriet i mucha

Doznałam zanurzenia w losie i w ochłodzeniu pogody. Raz włączony motorek nie zatrzymuje się - kończę artykuł sierpniowy, nie chce nawet myśleć o wrześniowym, bo to będą już tak zwane nieprzelewki.

Będę chrzestną! Bardzo się cieszę. To wielkie wydarzenie!

Liczę dni utraty ważności legitymacji uprawniającej do świadczeń zdrowotnych. 30 dni po wygaśnięciu umowy o pracę jeszcze wolno chorować. Zdążę się jednak podłożyć po nóż, tylko jeszcze muszę posprzątać w szufladach i spalić dowody... Zadziwiające, jak drażni możliwość przewracania ciuchów przez oburzoną rodzinę (ile ona tego zgromadziła! po co jej te pumpy i szarawary!). Bardziej niż przewracanie wnętrzności przez obcego.

Jedna praca się kończy, druga zaczyna. Stałość zatrudnienia i planów była wygodnym atutem lat osiemdziesiątych. Obecnie wszystko dynamicznie przepływa zgodnie z buddyjskim zapewnieniem, że jeśli się temu nie poddasz i nie oswoisz, to ono oswoi ciebie, po swojemu. Racjonalne planowanie opłat zamienia się w kosmiczny taniec prawdopodobieństwa zdarzeń a algorytm wysiłków zatrzymuje się na wyniku zero.

Gromadzę papiery na nowy kurs. Drę włosy nad umywalką układając na głos godziny zajęć dla dzieci. Książki poukładałam w malownicze stosy. Wieża numer jeden - etnografia, numer dwa - wzornictwo, i reszta zagadnień. Tu historycznie a tam nowo. Tylko na ile nowo wchodzi w dawne? W połowie wieża łączy się z drugą, na wysokości socjologii sztuki. Mata do jogi leży jak niebieski jęzor między tym wszystkim, a rozrzucone poduszki wytyczają szlak kocich zabaw. Dziecko chodzi dumne z modraszkiem na dłoni.
Jakim cudem mogę jeszcze odczuwać bezruch?
Bezruch jest cudownie wszędzie.




Hipnotyczny wzrok owada, który chciał mnie zaciągnąć do pokoju. Dławię się ze śmiechu na wspomnienie lubelsko-zakopiańskich duchownych, którzy planowali rajd do Compostelli drąc łacha z Coelho (vide "Pielgrzym");D

sen o oscypku


Czuję się przewalana i potrącana przez biegnące galopem godziny. Wokół mnie jednak dziwny bezruch teraźniejszości - skutki uboczne środków konserwujących ser?
Tymczasem wzbiera we mnie zachwyt wizytą Siostry, niedługo wykipię i pokażę, co dostałam.

poniedziałek, 9 lipca 2012

len

Dziwność świata zauważanego czy wyczuwanego przynosi chęć bycia zwyczajnym. Czasem jednak się nie da. Dziwność rozplata zwoje mózgu i nakazuje rozluźnienie konwencji.
Przed schodkiem prowadzącym z domu do ogrodu była sznurkowa wycieraczka. Nie dopuściła ona ani grama słońca, zatem trawa pod spodem była zupełnie goła i żółta. Nie zniesła tego mama, sypiąc z garści siemieniem lnianym, od serca. Tak więc mamy len jako wycieraczkę. Metr kwadratowy gęstego lnu, który każdy skrzętnie omija, idąc wężem. Jak wycierać sobie nogi w len?


I tak wszędzie, zawsze, nigdzie. Nie ma ojczyzny nasza nienormalność. Przestaliśmy nawet walczyć.



sobota, 7 lipca 2012

tydzień na jednej działce













Miło tak, bo na nic z tych rzeczy wpływu nie mam. Pilnuje jedynie, aby wodę miało. Idąc tym tropem, na bardzo niewiele rzeczy mam wpływ, a więc i denerwować się nie ma czym. Podziwiam.