czwartek, 3 marca 2011

owco-wizna wakacyjna

W przelocie


Zabieram ze sobą stare ubrania,
farby
i wszystkie zaniedbania.

Drzewko pomarańczy
zostało ogolone na łyso
przez Mamę.

Sprzątam szuflady z ziołami,
przyklejam kartki do szuflad
"szkolne", "domowe".
Brakuje mi jeszcze
"przeszłe" i "przyszłe".

Huk śniegu spadającego z dachu
płoszy koty.


*nie kadrowane zdjęcie - w hołdzie F., który niepostrzeżenie wniósł kiedyś skaner do czytelni biblioteki uniwersyteckiej, aby bez łaski zeskanować sobie to, czego nie chcieli mu pożyczyć.

środa, 2 marca 2011

urywki z rozrywki



Myszy piszczą z głodu pod lodówką, pizza się kończy (organic, ma się rozumieć, Księciuniu!), jutub się wgrywa, pryzmy szmat do wyprasowania rosną, PIT-y nadchodzą w torbie zziajanej listonoszki a kot wyjada ser. Dziecko udowodniło mi dziś, że istnieje grzyb o nazwie muchomor carski, bitwa na dwa atlasy i google. Przegrałam.
Jak oni sobie poradzą, jak oznaczyć szuflady, aby rano odnaleźli gacie?
To jakbym w zaświaty odchodziła.
Poradzą sobie?
Ciąg dalszy nastąpi.

Nie pisz Arthi takich długich postów!

poniedziałek, 28 lutego 2011

metoda na głoda czyli [h]Art- Attack



Pięć razy zastanawiałam się i wycofywałam z pomysłu zamieszczeniu tego wpisu na blogu, bo i temat nienowy a wykonanie średnie. Żaden wzór na tak albo na nie. A jednak ciekawe, bo prowokuje do myślenia przy garach, "jak ja bym to zrobiła lepij".

Sytuacja tzw. młodych artystów malarzy uwikłana jest w naszą polską, trudną rzeczywistość. Młode pokolenie malarzy, rzeźbiarzy czy architektów nie jest wcale aż tak bardzo uprzywilejowane - tak samo kiepsko przędą historycy, archeolodzy, rehabilitanci, dziennikarze, lekarze, nauczyciele. Wybór drogi zawodowej opiera się niemal zawsze na myśleniu życzeniowym; czy to wspieranej pasją czy chłodna kalkulacją "w tym zawodzie to mi się uda".

Punkt drugi, czyli konkluzja.
Autorka zakłada, że zawstydzi wszystkich Turbodymomenów, którzy odwiedzili galerię komercyjną; z pewnością są to sknery i kowboje, którzy przyszli zabłysnąć w środowisku. Proponuje im zatem coś w rodzaju szantażu artystycznego, aby wzięli się serio za sponsorowanie sztuki, którą się żywią zawodowo. Konieczność, choćby tylko performersko zaaranżowana, aby kupić "kawałek" obrazu symbolicznie zmuszać ma ich do odpowiedzialności za los młodych artystów.

Małe pytanie, na sam koniec - czy pani autorka zawsze kupuje coś w galerii handlowej, czy czasem wychodzi bez siatek? Czy wejście do spożywczaka zawsze owocuje kupionym batonikiem? Czy zgadzając się na zejście w strefę komercji, sama spełnia te kryteria? I wreszcie, kto poniósłby odpowiedzialność cywilną za jakikolwiek uszczerbek zdrowia, choćby - tytułowy atak serca, spowodowany subiektywnie odczuwanym poczuciem zagrożenia?

ps.ciekawe, dlaczego strona autorki została wyłączona.

niedziela, 27 lutego 2011

raport pelikanowej


Witam,
serdecznie przepraszam za opieszałość i nijakość wpisu; ilość zadań obecnych i planowanych nagięła moją blogową dłubaninę jak czarna dziura czasoprzestrzeń!
Obiecuję, że niedługo wrócę - z obiecanym agatkowym przepisem na cudną sałatkę, z nagrodami blogowymi i nową werwą ;)


Dolk Lundgren "Ostatnia Mona"
o innych ciekawych Monach ---- tu


PS wczoraj czytałam pracę studentki, która opisywała Liskę jako "kobietę w sile wieku"; rozumiem, że dwudziestolatka widzi sprawy okołotrzydziestolatek z ... innego pułapu kolagenowego? ;DDD