Zwierzę mówić ludzkim głosem nie umie, to wiemy wszyscy. Niektórzy nieśmiało lub z oburzeniem kwękają, że jak to, te merdnięcia ogonem, rozwarcia paszczy i grymasy fąfli to odpowiednik uśmiechu!
Znamy wyraz oczu naszych pupilków, kiedy są znudzone, wściekłe lub z napięciem oczekują na tzw "michę".
Dziś rano weszłam do pokoju z kotami, gdyż ponieważ dwie sztuki - ta najbardziej bojowa odmiana i najspokojniejsza jakoś się razem dogadują, za to reszta mieszkania jest dla psa i trzeciego kota. Bojówkarz zazwyczaj śpi na zewnątrz domu, tak może dowolnie drzeć koty innym kotom, jeżom, psom i bażantom, które go wnerwiają najbardziej.
Powróćmy jednak do wątku.
Wchodzę do pokoju, kot zrywa się na równe nogi z wersaleczki, na której spał w objęciach innego kota (oficjalnie się do tego nie przyznają) i zaczyna tradycyjne poranne złorzeczenia z powodu izolacji, braku zrozumienia jego potrzeb, katastrofalnego zagłodzenia, drąc ryja MIAUMIAUMIAUMIAUMIAU!!!
Tym razem jednak postanowił podkreślić dobitniej swój żal, po zwyczajowym wyciu wskoczył na wersaleczkę i walnął drugiego kota w na odlew otwartą łapą w pysk.
Zamarłam.
Spoliczkowany zamarł.
Bandyta przestąpił z nogi na nogę i jęknął coś celem wyjaśnienia, jakieś zmieszane mrauuuuu? i zaczął ciągnąć moją nogawkę w kierunku michy.
Od jutra zdecydowanie wracamy do cyklu spania zaokiennego!
na zdjęciu Poharat bandyta