czwartek, 21 października 2010

smoczysko

Pewnego ranka, całkiem nie-dawno temu, o porze zbyt okrutnej, by być czujnym, i zbyt fałszywej, aby ufać oczom; kiedy lenistwo i senność oraz błędy w trybie oświetlenia chciałoby się tłumaczyć "efektem artystycznym"...



... Czarownica postanowiła odziać się w szykowne dresy i ponczo po to, aby zmusić zwierzę do spaceru.
Zwierzę było czujne - zasygnalizowało niebezpieczeństwo. Po pierwsze krzyk sroki złowrogi.
Ogon w dół.
Po drugie dziwny szelest szronu.
Wytrzeszcz labradorzych oczu.
Po trzecie zimna ziemia, trawa i powietrze.






Spotkaliśmy dziwne patykowate struktury, które dogorywały w sadzie sąsiada. Z pewnością zostały pozbawione rąk, BO TO ZŁE DRZEWA BYŁY! Nie widzę innej możliwości. Może miały uczulenie i zbytnio czochrały się po koronach, całymi dniami, i jabłka nie mogły urosnąć?
Enyłej.

Ze zdziwieniem zwierzę odkryło, że pajęczyny zamarzły.
Czarownica usiłowała zrobić zdjęcie, ale poranne ostrości przy zamarzniętych łapach są ostrościami wybiórczymi. Zresztą, pies drapał pajęczyny - jakie ładne krzaki jeżyn w tle, prawda?





Poczuliśmy w pewnym momencie mrowienie.



Coś się pokazało, w oddali.





Rozpoczął się monolog.




Popatrzyliśmy ze zwierzem na siebie - idziemy do domu, nie będziemy z wariatem rozmawiać.




Człowiek to nie może w spokoju włości swoich z rana obejść, bo mu obce, naburmuszone potwory o Bardzo Wielkim Cieniu krzyczą "Nikt nie przejdzie!"

Trudno. Bądź jak wiatr, przeszkody omijaj najkrótszą drogą. Jeśli się nie da, ustąp.
Idziemy na kawę!

A przy okazji - dalej nie wiecie, dlaczego impresjoniści malowali cień na niebiesko?





Miłego dnia, każdego.
I uważajcie na smoki.

środa, 20 października 2010

zakochałam się

... w blogu tej Pani!


Po pierwsze mnóstwo przepisów dyniowych, bez których życie nie ma sensu.
Po drugie primo ta mądra kobieta świadomie dobiera składniki; gotuje z polotem, zdrowo, pięknie, nie wydziwia i odkrywa zapomniane smaki polskiej kuchni babć. Podaje dużo cennych przepisów dla małych dzieci tłumacząc co i dlaczego. Znajdziecie tam też smakowe wycieczki orientalne.
Serdecznie polecam zwiedzić od dechy do dechy.
I gotować!

wtorek, 19 października 2010

mUj Fajny nOwy pokoik


żródło:http://victoriahoff.ipublish.no/signs/


Blogger krzyczy, żeby przy niczym nie majstrować o 5 rano czasu lokalnego. Nie wiadomo dokładnie czym to grozi, może właśnie wtedy serwery całego małego świata laptopolandii wybierają się na drzemkę? Drogi Bloggerze, żyć bez Ciebie nie mogę, ale o 5 rano to ja wymieniam kotom piach w kuwetach, nakłaniam psa do wyjścia z domu na zimną trawę, co jest wyczynem o najwyższym indeksie perswazji, jem śniadanie, a nie surfuję!

Mam nowy pokoik, już nie basztę. Nie ma w nim setki martwych much, jest zgrabny, ma działający kaloryfer. Już trzeci raz ktoś podpisuje mi szufladę tytułując Dr D.R. - bardzo to miłe! Ale jeszcze, jeszcze chwilę, to nie w tym roku, haha! Zresztą dam znać, obiecuję, o ile jeszcze będę tu pracować, dam znać.

Dziś mam dzień wzruszeń, wiele słów pokrzepiających jak sezamki, wszechstronna pomoc i poświęcenie wielu ludzi, aby moja praca dała się pogodzić z życiem i na odwrót; bardzo dziękuję!

Na koniec mały drobiazg, bez którego nie byłabym sobą. Kolega z liceum zawsze mawiał, że jeśli zadzwoni do mnie o 22 i nie usłyszy żadnej absurdalnej opowieści z mijającego dnia, to znaczy, zadzwonił gdzie indziej.

Zdrzemnęłam się po wykładach dziś wczesnym wieczorem. Zasnęłam jak zahibernowany słoń, prawdę mówiąc. Robotnicy kroili kostkę brukową pod moim oknem hotelowym, nic nie szkodzi, wciągnęłam to w sen, ładnie kołysało.
Obudził mnie cichutki ssssyk.
Taki zjadliwy, złowieszczy.
Bardzo blisko.
Przełknęłam serce, które stanęło mi w gardle i otworzyłam oczy gorączkowo odpędzając myśl o a) wężu b)wściekłej kunie, którą słyszę co noc ale na strychu we własnym domu, nie tu! c) kosmicie (sic!)z filmu "Signs" z Melem Gibsonem w roli głównej.


Kto widział ten dramatyczny, pełen mistrzowskiego napięcia i niczym niezmąconej chały obraz, ekstatycznie nadwyrężający okrężnicę i mięśnie przepony, TEN WIE.

Występował tam ufion (i nawet nie grał go Mel Gibson!), który posiadał tak skonstruowany palec wskazujący, że miał dwa w jednym - spray trująco-usypiający na ludzi. Służyło to chyba temu, żeby porywany humanoid się nie wierzgał w transporcie i żeby nie kolebało statkiem kosmicznym.
Ów strategiczny palec ufion zginał i robił przerażonej ofierze owe "pssssss".

I nic dodać - nic ująć, takie pssss usłyszałam. Obok ucha. I zaczęło mnie autentycznie dusić coś smrodliwego, kłującego i cytrynowego; łzy zalały poduszkę i gwałtownie usiadłam.

Proszę Państwa - elektryczne śmierdzidełko na baterie. Mistrzostwo świata absurdu. Stoi, czeka, ma baterię i czujnik ruchu. Gdy nikt się łaskawie nie rusza, robi pssss z nudów.

Pssss zostało schowane do szuflady. A ponieważ nie do mojej ;)))) to zobaczymy, na kogo nasyczy przy otwieraniu ;)))



ps. specjalnie dla Was, jakimś cudem znalazłam zdjęcie ufiona ze "Znaków"...endżoj! Lektura obowiązkowa na rozrywkowy wieczór ;)

niedziela, 17 października 2010

najbłękitniejsze życzenia

dla Victora; Mecenasa Kultury Bluesa!
Szczegóły być może pojawią się na tykwowym blogu już niedługo ;)




p.s. Gitarra posiada struny!