sobota, 29 września 2012

jeszcze o bluesie

Wracam ciągle do tegorocznej edycji Festiwalu Satyrblues, ponieważ prowokuje mnie Claude.

Mniej więcej raz na rok odkrywam, że (nie tylko na festiwalu) istnieje jakiś głównoprowadzący wątek, wzór, według którego układają się losy. Ten rok zdecydowanie należy do transu oraz poszukiwania rytmu w świecie. Miejsca, które stanie się centrum wewnętrznej wędrówki i kresu zarazem.
W zadziwiający sposób we śnie i na jawie przychodzą do mnie i moich znajomych wizje węży, spiral, ośmiornic, czerwonej, gliniastej ziemi. Ziemia tej jesieni manifestuje się równie mocno w postaci urodzaju dyniowatych, gliny, siły życiowej, orzechów; wszędzie pierzchają spod nóg różnokolorowe jaszczurki. W ręce pchają się książki o symbolice kamieni, labiryntu, jaskini. Spotykam się z Siostrami na Festiwalu, a w nocy jednej z nich śnią się węże. Słońce pali w twarz i z półprzymkniętych powiek widzę ciągle... Australię!

Tak Claude Hay przyćmił tym słońcem Australii wszystkich. Byłabym zwyczajnie politycznie poprawna, gdybym napisała teraz krótką, uprzejmą notkę o każdym z gości - plastykach i muzykach, o fenomenalnej wystawie i pięknych zdjęciach "Into The Wild". Nie mam zamiaru!

W wieczór czarów transowych wprowadził publiczność 13 edycji Satyrbluesa sam Piotr Restecki. Stałam pod samiuśką scena z otwarta gębą. Sala była wypełniona tak, że - jak mawiał Tygrys - nie dałoby się wciski szpilnąć. Wielki talent organizatorów zwabił do Tarnobrzega wielu bluesofilów z całej Polski i kilku krajów sąsiednich. Wszędzie rozbrzmiewały  polsko-angielskie szepty gości, tłumaczy i znajomych.
Później była już uczta główna, choć pewnie moja osobista ocena zbyt żywiołowo i niezasłużenie odsunęła w kącik  babskiego serca innego muzyka - Michaela Lee Firkinsa, który również zagrał fantastycznie. Jeśli Michael słusznie jest mistrzem, to Claude jest po prostu muzycznym szamanem i spod jego uroku już chyba się nie wygrzebię.

Wybaczcie zatem zdjęcia bardzo.... hm... mono(Claudo)tematyczne ;)

Słów kilka o technice -  zaprezentował się jako człowiek-orkiestra, a raczej, jeśli można to uściślić, multiinstrumentalista temporalny. Nie jestem dziennikarzem muzycznym, ale opiszę to tak: zagrał tak, że czas swobodnie naginał się do jego kompozycji, co więcej, za pomocą własnoręcznie skonstruowanej podwójnej gitary (opowiadał z czego ją składał, między innymi fragmentu.. pralki), zestawu perkusyjnego i elektronicznego zapętlacza (looper?)) zamiótł wszystkich. Po tym, co z wielką osobista skromnością i wielką charyzmą zaprezentował, obecnym obok mnie znajomym muzykom wystąpił pot na twarzy. Oryginalność, prostota i energia, z jaką grał każdy kolejny utwór na bardzo długi czas będzie pobrzmiewała w duchu uczestnikom koncertu. Panu Looperowi podarowałam ceramiczną gitarę na pamiątkę z ... antypodów polskich ;)

Mocno w klimat australijskiego transu wbił się Szymon Szcześniak ze świetna wystawą zdjęć Into the Wild. Zdjęcia, które Państwo zobaczą w tle scen rodzajowych przy stoisku z ceramiką są jego autorstwa. Jako smaczek dodam, że każda z Trzech - Czterech już - bo z Basią - Sióstr zrobiła sobie zdjęcie ze zdjęciem wybranego "przystojniaka" na tapetę komórki ;)
Bardzo podobały mi się prace zaproszonego artysty rzeźbiarza i jubilera - Aleksandr Tivodar wstrząsnął moim uwielbieniem szkieletów i kości po raz kolejny - tworzy z nich kompozycje plastyczne oparte na zwielokrotnieniu motywów vanitatywnych i ... heavymetalowych ;) Piękna biżuteria!

No to teraz zapraszam do słuchania, zakupu płyty, oglądania zdjęć i rezerwacji czasu na wrzesień przyszłego roku. Uwaga, bilety kończą się już około początku sierpnia. Moje własne zdjęcia z koncertu wyszły bardzo beznadziejnie, dlatego prezentuje dziś fotografie zrobione przez Tomka.
Bardzo dziękuję: Organizatorom za zaproszenie, artystom za tak dobrą zabawę a przyjaciołom za obecność!





płytka:
http://us1.campaign-archive2.com/?u=1c7f818fef4025f44b0257422&id=a8de2dd7c8


Organizatorzy i Claude Hay przy naszym kramiku, "Paczpaczpacz -jakie- łaaadne!"


Mam coś dla ciebie, momencik, już zawijam sznurek! Będzie Pan zadowolony ;))))


No niestety gitarka się przekręciła i jej nie widać, Ale widać Claude'a! Po lewej Misiek, po prawej Basia.


 Mee Lee obdarowana przez Basię piękną bransoletką!


Pan "dziki" z wystawy Into the Wild ;)


Inny, równie dziki pan.

Wiesz, zaplatasz trzy razy dookoła a później wracasz tym samym sznurkiem. Tomek uczy mnie jak robić szubienicę.



Dziki pan przy dzikiej , australijskiej biżuterii Pracowni MAHI;)



Jacek Kawa prezentuje ;)

fot. Tomasz i Basia 

1 komentarz:

słowa malowane pisze...

Belo mielo:)
Jak zwykle świetnie napisane, Siostra! I odbiór takiż sam.