piątek, 11 lutego 2011

z dumą przedstawiam:








Drugą płytę mojego męża.
Wszystkie kawałki są do odsłuchu na jego blogu, który macie u mnie w zakładkach po prawej stronie -->


Jam Session pod Tykwą


My husband's CD!

[z]czapy




Pięknie dziękuję Paulindzie za ciepłe, urocze nakrycia głowy, zmuszające do zdrowego życia i prowadzenia się, jedzenia twarożku, ogrzewania stóp ciepłymi skarpetami, pieczenia ziemniaków i picia herbaty z tymianku!
made by Paulina ;)

środa, 9 lutego 2011

jak dobrze, że dziś nie jest jutrem

Drepczę pokornie wśród wijących się stromych, wiejskich uliczek, z siwymi kikutami wyschniętych traw i pstrokaciznami śmieci. Im bliżej szkoły, więcej kartoników po mleku. Poproszę kiedyś kogoś z rodziny, aby odebrał mojego syna kierując się tym tropem.
Małe miasteczko jest senne i oddycha wiatrem po wielkich śniegach. Przedziwnie nie moje to miasto, już żadne nie jest moje. Lublin jest egzotyczny a Tarnobrzeg rozrzewniony, pełen wspomnień. Każda ulica i dzielnica odpowiada za inne życie. Tu pracowałam, tu studiowałam, tu chodziłam z wózeczkiem, wydreptując dziesiątki kilometrów. Łańcuta i Rzeszowa nadal nie znam.
Nie robię sobie ulubionych zakładek ze stronami rodzinnych miast, bo nade wszystko nie lubię wspominać. Teraźniejsze suche patyki i grzebiące w kompoście bażanty są możliwie najlepszym ze światów.

Nauczyliśmy syna, że ma być współczujący i uważny. Normalna wiejska podstawówka pokazała mu, że ma być czołgiem i biedak w żaden sposób nie potrafi się na to przestawić. Panie w szkole stosują metodę dzikiego zachodu - dzieci muszą rozwiązać swoje problemy same. Kiedy zaczynają się tłuc, na obiad dotrze tylko najsilniejszy.

Drepczę wzdłuż wijącego się i syczącego potoku i myślę, że nie jest źle. Problemy rosną razem z dziećmi i mam jeszcze chwilę względnego luzu.
Oby do lata.

wtorek, 8 lutego 2011

podziękowań część pierwsza

Przez te trzy tygodnie reagowałam niemrawo, a dostałam kwazylion mejli, postów, pytań o zdrowie i życzeń urodzinowo-imieninowych oraz upominków. Bardzo Wam dziękuję i mogę teraz pokazać część mojej radości. Z dumą prezentuję pierwszą część:



Tykwy i szampon naturalny z orzeszków indyjskich (wypróbowany!)



Czajniczek zapachowy, który dymi olejkiem



Szalone anielice z Finladii



ażurowy pierścionek-gigant (zdjęcie autorstwa Mariaeli)



b'Artowy żółwik

Wszystkim bardzo dziękuję i ciąg dalszy nastąpi. Jednocześnie zastrzegam sobie prawo nie fotografowania się w piżamie w słonie, w marynarskich kapciuszkach z liną okrętową, zamiast sznurowadeł i podczas aplikacji masła do ciała o zapachu dżungli.

patrzy i nie grzmi



Zawsze czułam, że ktoś mi podkręca oglądalność. Nie tylko na blogu...(?)

niedziela, 6 lutego 2011

poranne pozdrowienie

- No to, synu, miłego dnia w szkole!
- No dziękuję, tobie też miłego, nie przypal dziś nic w kuchni.



8]

Macie więc bardzo jasny obraz tego, jak wychodzą moje eksperymenty.