piątek, 23 lipca 2010

Mikołaj, artysta z Warszawy

Obudzeni nadciągającą burzą i obietnicą ochłodzenia, ruchem robaczkowym wypełzliśmy z łóżka. Wujek zapytał, dlaczego wstajemy w środku nocy, bo 6 to noc ciemna i zwiesił się bezwładnie za oknem, łapiąc chłodek.
Chodzą za mną dobre obrazy. Te, które widziałam, którym asystowałam, które podglądałam. Ale i te, w których nie miałam udziału, a bardzo mi się podobają.


Oto Mikołaj. Chciałabym zapytać, jak On to robi, że Mu te błękity tak dźwięczą,jak to robi, ale w swojej skromności zapewne odpowiedziałby "Szpachlą proszę pani!" jak w "Poszukiwany-Poszukiwana" ;)

Fantastyczne kolory, mięciutka forma, stanisławskie wyczucie kształtów i plam. Zwróćcie uwagę na sąsiedztwo barw.






Polecam!
http://dzienniki-rysunkowe.blogspot.com/


I wreszcie pada!

wykopaliska

Czekając na nowy tydzień i ochłodę pozwolę sobie wkleić Państwu coś starego. Stare nie znaczy przaśne. Dokonam stosownych odpoczynków, ablucji i przepierek, po czym - o ile Bóg i Orange da (i będzie zasięg) --- wrzucę NOWE, czyli już po naprawie aparacika.
Jestem nieprzytomna z upału więc przepraszam za rekurencje. Wszystkie zdjęcia są moje i bardzo dawne, jeszcze z poprzedniego bloga, zanim mi go jakiś zły potwór zepsuł.









Wróciłam w okolice, gdzie byłam szczęśliwa,
Już odmieniona. (...)
Teraz jestem w moim domu, słucham, jak krzyczą sowy
I myślę, czy powoli znów sie ucieleśnię.

Linda Gregg, Dorosła

niedziela, 18 lipca 2010

ikony i muchi



fot:MR, jarmark ikon, Sanok
Sanok Town, my handwork

Witam Szanownych Czytelników w cudne załamanie pogody, sakramentalne ochłodzenie, piękne 15 stopni, przesycone lekkim zefirkiem znad pól, okraszone kwaśną miną zmokniętego kota, który nerwowo wylizuje sobie mokre stopy!
Tak, przypuszczenia rodziny potwierdziły się, jestem wiedźmą, uwielbiam burze, mżawice, pogody kawogenne i uspokajające.

Wczoraj! Wczoraj dusiliśmy się wśród kramów sanockich w piekielnym skwarze, wśród kordonów galowo umundurowanej policji, oczekującej na rozdanie dyplomów za dokonania służbowe. Próbę wystąpienia przed szereg nogą lewą rozpoczęli już o 8; gdy zwijałam się do domu była 13 i wciąż gnili w pobliskich rozsypanych po ryneczku kafejach, przykładając do czoła zimne napoje.

Najbardziej podobało mi się zwiedzanie sanockiego muzeum z ikonami. Panowie pilnujący ekspozycji z przejęciem dyskutowali o sposobach doprawiania nalewek a później o tajnikach hodowli pszczół; pani tupiąc cieniutkimi jak ołówki obcasikami skrzętnie zamiatała zdechłe muchy, robiąc przy tym sympatyczny kurz - widać ikony jednak to lubią, co im tam będą kadzić czujnikami wilgotności, termometrami i innymi nowomodnymi bzdurami. Pani strażniczka ekspozycji zręcznie uformowała kopczyki z truchełek i zostawiła je pod ścianą.
Ale i tak najciekawsze pani pilnujące były na piętrze Beksińskiego. Takiego pilnego studiowania krzyżówek sudoku o 9 rano nie widziałam nawet w sanatorium. Co potrafi zrobić tygodniowy upał z ludzi w przedziale wieku 25-30 ...


wspólne stoisko z rękodziełem - Dorota Z. maluje na żywo, Dorota R. traci czas ;D