środa, 5 września 2012

lastryko i czipsy

Nowy rok szkolny nam nastał, wszystko w szkole błyszczy, plecaki wyprane, stroje na wu-ef wyprasowane.    Tu powstaje niewidzialna klamra, spinająca nas z nimi. Czy one będą tymi, kim my jesteśmy, kim chcielibyśmy być, czy kim chcemy, aby one były? Ilu z nas przybije piątkę z Gibranem, że dziecko to strzała, wypuszczona w przyszłość, której jedynie tor lotu możemy śledzić?

Tygrzykowe mamy dyndają w samych centrach pajęczyn, starając odwracać uwagę od torebek z pociechami w środku, schludnie przyczepionymi w głębi liści. Kun jeszcze nie ma, za to słyszę już myszy na strychu. Nie boję się jesieni, bo wszystko mogę pomieścić w jednym małym chlebaku - wszystkie nadzieje tego roku, niedoszacowania strat, ryzyko warte i zawarte. Jak w Proroku wypuszczam strzały decyzji i mogę je śledzić tylko wtedy, kiedy są już poza mną.
A jednak mamy wrzesień ciepły i suchy, zapowiadają jeszcze upały, sezon oferuje nam wspaniałe warzywa i owoce, częstuje kukurydzą.

Odkryłam na nowo, zupełnie przez przypadek Pożegnanie z krytyką Porębskiego. Szukałam antropologii ciała u Nowosielskiego, ale wzrok mi się omsknął i pochłonęłam wszystko, od dechy do dechy.

Moje ciało jest zadziwione. Po operacji czuję jak obcy człowiek, który nagle wprowadził się do  mieszkania przyjaciół - niby wszystko znajome, ale inaczej niż w domu. Inne sygnały dzwonka.

Spotkam się z Siostrą mą niedługo, a później zabiorę Ją w świat błękitnej muzyki. Już się nie mogę doczekać.A jarmuż od Siostry Glinianej rośnie i rośnie - wczoraj dodałam go do zielonego koktajlu. Bardzo dobry!

Szkolne parapety z lastryko lśnią z całej, jesiennej siły. W mojej podstawówce były identyczne. Pani sprzątaczka wyrywa chwasty, w pokoju socjalnym już pachnie kawa.