czwartek, 15 lutego 2018

kotwice świadomości czyli 5 metrowa smycz

No więc jestem.  Nawet w żarliwym odruchu chciałam pisać i wstawić zdjęcie z komórki, jednak tak zdinozaurowałam się technicznie, że nie potrafię się zalogować.

Obecnie choruję na smarki w głowie. Jest to stan egzotycznej, ba, metafizycznej niemocy i trochę funkcji falowej. Raz padam na łóżko i chowam twarz w świętych zwojach papieru toaletowego, aby po godzinie poderwać się z nowym pomysłem i pisać artykuł o rehabilitacji. Raz dziennie jednak konsekwentnie wkładam galoty, różne rajstopy, getry i czapki, ponieważ pies patrzy z wyrzutem. Idziemy w pola bezludne, bezkresowo białe.

 Jeszcze za kadencji psa poprzedniego, Pana Maksymiliana, w polach były tylko pola, obecnie wyrosło przykucnięte osiedle i pojedyncze domy. Spotykam tylko tak bardzo czasem jakiegoś mieszkańca, który zagaja o pięknego psa, potem już można iść samowolnie hop hop, w otwarte przestrzenie, z jakąś zasłoną  twarzy, żeby zatoki całkiem nie przekręciły się na lewą stronę. I uwielbiam tę zimę, totalnie.

Teraz jak i wtedy interesuje mnie medytacja dreptana. Nowy pies został wyposażony w smycz, która hamuje jego wycieczki za zającami. Jest tylko liną transportową do TIRa, zawiązaną karabińczykiem do obroży, drugi koniec jednak łatwo się wymyka, pozostawiając za oddalającym się pomarańczowy przecinek. Zawiązuję więc chomąto na rękę, a pies grzecznie drepcze, wyznaczając promień. Idziemy tak w milczeniu pół godziny, oddychając mrozem i zakłócając białość. I to jest ten moment w roku, kiedy śnieg resetuje wszystkie zbędne lśnienia i kolorki krajobrazu.

Zawodowo uprawiam już wszelkie fascynujące medytacje i uważności, euforie niebycia, rozwody z mózgiem analizującym. Sprawdzam in vivo, zanim zaaplikuję pacjentowi. Taki spacer w bieli jest jak wymarzony poligon. 20 oddechów oczyszczających to co prawda nie pokłony w drodze do Lhassy, ale obiecałam Pani Ani, że sprawdzę dla niej rytm. *https://youtu.be/Cc-al6RdHb0

Jest oddech, jest monochromatycznie, jest obecność i kotwica na nadgarstku, gdyby któreś z nas się zagalopowało. I takie potwornie wielkie pole wolności i niczego, co nie jest konieczne.





5 komentarzy:

słowa malowane pisze...

Pięknie się Ciebie czyta Siostro, z ekranu bucha para, jak z Waszych nozdrzy

doro pisze...

Dziękuję, gorąco ściskamy!

bajerowicz@o2.pl pisze...

I tak zostałaś perypatetykiem........ albo perypatetyczką ;D Dobrze, że tu wróciłaś :)

doro pisze...

I ja się cieszę! Uściski!

Aneta pisze...

Ha! :D