sobota, 27 sierpnia 2011
Słońcozachód to specjalność zakładu, jak mawia nasz gospodarz, poklepując po ramieniu.
Wczorajsza kolacja (ja jadłam, panowie Grecy i Michał dyskutowali) polegała na badaniu cylindrów w skuterze i debatowaniu nad przepięknymi bolidami z lat 70 - tych, najczęściej marek japońskich, o których z pewnością jeszcze napisze Wam długiego posta mój mąż, ponieważ już drugi dzień jeździ z synem po wyspie i zaczepia miejscowych właścicieli cztero- i dwukółek.
Trafiają się taaakie sztuki!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
6 komentarzy:
[nieartykułowane dźwięki towaryszące zazdrosnym łkaniom. Retsina!!!]
to zdjęcie, zachód słońca w szklance... genialne!
Oczarowało mnie pierwsze zdjęcie
Niech Was nie zwodzi morze w kieliszku, na drugim zdjęciu dzieje się prawdziwiej, potężna pogoń za rybą, prowadzona przez 5 kutrów. Balet łowców.
Morze w kieliszku i burzę w szklance wody - poproszę!
Ale rewelacja!!!!!! Ja też chcę!!!!
Prześlij komentarz