środa, 1 czerwca 2011

różany miodek





Eksperyment, niestety szalenie smaczny. Róże prosto od baby, przepraszam, prosto z krzaka, bez mrówek i pająków, plus miód na koniec. Ugotowane z brązowym cukrem. Palce lizać!

Mniej mnie na blogu, bo lekkomyślnie podjęłam się tysiąca możliwych srok.
Festiwale, konferencje, warsztaty, plenery, skrypty. Puchnę jak balon, wypełniając swoją niemocą wszystkie pomieszczenia, a domownicy przeciskają się ukradkiem ze swoim "chcę kompotu" albo "startuję na prezydenta, pomożesz mi w kampanii"?

Do zobaczenia za jakiś czas, w życiu po życiu. Albo po zimnym żywcu.





Nie umiem gotować, nie umiem robić marmolady, dżemu, niczego - wszystko chlupnęłam "na oko". Przepis własny, eksperymentalny, z głębin nieświadomej niekompetencji ciągniony. Jednak przepyszny!

Oberwać 70% dojrzałych kwiatków (samych płatków) róży ogrodowej jadalnej (nie mam pojęcia, jak się nazywa fachowo)- reszta zostaje dla owadów na pociechę. Wychodzi z tego średnia patelnia płatków. Zalać posłodzonym wrzątkiem - na 2 szklanki wody 6 łyżeczek brązowego cukru. Często mieszać, gotować na wolnym ogniu. Po 40 minutach dodać klika łyżeczek ciemnego miodu. Zdjąć z ognia, wystudzić. Przechowywać w lodówce, niedługo. Doskonałe do tostów!

7 komentarzy:

kura domestica pisze...

Doro - jesteś po prostu superłomen :) A ta ta ta ta różana - jeju mniam!!! Napisz jak to się robi - proszęęęęęę... Z jakiej róży z jakim miodem i cukrem i w jakich proporcjach i w ogóle: czym, jak gdzie??? Zawsze przepadałam za pączkami z różą a teraz to sama chemia jest w tych pączkach!

W przerwie, Doro, pisz. Nie chcę żebyś przeze mnie zawaliła kampanię prezydencką.

Anonimowy pisze...

JESTEŚ GENIALNA.DASZ RADĘ KOBIETY SĄ MISTRZYNIAMI W CHWYTANIU STU SROK ZA OGON NA RAZ.MNIAM CZUJĘ SMAK TEJ KONFITURY,MOJA BABCIA TAKIE ROBIŁA...POZDRAWIAM.

doro pisze...

To jest MIÓD RÓŻANY. Powidła robi moja mama w sposób zupełnie odmienny, o ktorym też kiedyś napiszę.
Płatki róż zalewam mocno posłodzonym wrzątkiem - dwie szklanki wody i chyba 6 łyżeczek brązowego cukru - powoli gotuję, mieszając. Po 40 minutach do tej brzydkiej masy dodaję kilka łyżek ciemnego miodu, studzę. Dodam kilka zdjęć, to zobaczycie.
To jest podobno morderstwo witam, wg babci. Moja mama uciera w makutrze płatki róży na zimno i na sucho, z cukrem. Nie wiem, co dalej z tym robi, ale zapytam.

Nadzieja pisze...

To nie może być niesmaczne! :)

Porcelanowa pisze...

To się powinno nazywać 'podświadome gotowanie' ;] Przyznam szczerze, że pomysł gotowania płatków róży od zawsze wygląda mi na niezłe paskudztwo... Dlatego w przypadku róży zdecydowanie wolę przyjść już na gotowe - a miodka/miodku chętnie bym spróbowała, póki co idę najeść się miodu, bo mam po tych zdjęciach smaka ;]

Twardowski pisze...

mniam ;]

hds pisze...

Bieżę rwać róże w burzy, żeby potem je uwarzyć ;)))