niedziela, 5 czerwca 2011



Polski upał potrafi wiele. Terroryzuje jak żona, męczy jak komornik i potrafi wywołać dreszcze po polaniu się wodą z węża ogrodowego. Podstępnie kusi otwieraniem drzwi i napojami chłodzącymi, które razem z lokalną alergią na kwitnące pachruście zwala z nóg dosłownie i poza przenośnią.
Wymieniamy się apapem a kompresy krążą w rodzinie z rączki do rączki.

Czas liczymy ilością wykręconych z psów i kotów kleszczy oraz kilogramami oskrobanych młodych ziemniaków.

4 komentarze:

Twardowski pisze...

czyli ogarniając całość- dzieje się dobrze :P mamy lato :D

kura domestica pisze...

Kochana - u mnie to samo. Ręce mam czorne od ziemniaków, nogi czorne od łażenia w klapkach po parku. Głowę mam bolącą od niewiadomoczego. Chyba właśnie od tego lata co Kimonek o nim pisze... Apap wyszedł i zmusza mnie do tego samego. A na niebie ni jednego chmurka. Ni jednego :(

Aurora pisze...

I ilością zabitych komarów (w liczeniu pomagają plamy na tapecie) a i tak KOCHAM LATO!!!

słowa malowane pisze...

i co? teraz pada, koc na sznurku mi moknie, jednak wolę żarrrr