poniedziałek, 18 marca 2013

absolutne muszę-tak-umieć

Zaczęło się niewinnie, od konieczności sportowości. Zima, jesień, joga, rower. Rehabilitant wygrażał, że jak się nie wezmę za ćwiczenia, to mi własnoręcznie panewki z... bioder powyrywa. Ale jak tu z tęsknotą walczyć, wszak Pani Joga, osobista trenerka wyjechała kształcić ducha i ciało za granicę, a tylko Jej (ukłony, jeśli to czyta) urok trzymał mnie przy systematycznych wymachach. Powstała wyrwa! Do obcych smutno chodzić, obce nie grają na misach tybetańskich! Eh.
Postanowiłam ukoić ból ogniem i mieczem, a raczej szablą i mieczem. Znalazłam wspaniałą szkołę sztuk walk Wushu i choć raz w tygodniu to panicznie za mało, to cieszę swe oczy i ciało zupełnie nowymi wygibasami.
Po dwóch miesiącach wytężonych walk z własnym mózgiem i mięśniami umiem kilka ruchów, nie mówiąc o tzw. pełnej formie, składającej się z 24 części, przypominającej taniec. Trening składa się z trzech części. Polecam wszystkim!
W sobotę odbyło się kilka pokazów w Rzeszowie.
Nie wiem, ile lat świetlnych mi to zajmie, ale też tak chcę umieć i się nauczę.



zdjęcie polecam ze względu na zamyśloną i zachwyconą dziewczynkę, moje alter ego ;)








Pokaz form różnorakich  - o ile jestem w stanie niewiele teraz zrozumieć, to zauważyłam styl rodziny Yang i Chen. Jeśli ktoś się jednak na tym zna lepiej, to niewątpliwie doceni polskich złotych i srebrnych medalistów.

A tu:
 Tai Chi Yang z mieczem.




Wersja męska, wyłącznie filmowa.




A tu "zwykłe" 24 formy ;)




W roli głównej wystąpił w części zdjęciowej Klub Nan Bei Tygrys z Rzeszowa.

1 komentarz:

Wu pisze...

Wushu?
Już sama nazwa wskazuje, że to coś dla mnie. Tylko ten taniec z mieczem...sam nie wiem...problem sprawia mi nawet otwieracz do konserw...:))