środa, 2 stycznia 2013

zaloguj i zabloguj

Wynurzać z dużych głębin trzeba się powoli, aby bąbelki azotu i kawy zbożowej zdążyły się wytransportować z płuc. Rozgarniam świat miarowo, liczę pogłowie zwierzyny ogródkowej po wielkiej kanonadzie sylwestrowej. Pióra dzikiego ptactwa pokrywają bramki i wysokie płoty.
Śnieg się ulotnił, a wraz z nim narciarskie nadzieje na niedalekie wyjazdy. Trwam w przyczajeniu z półobrotu, wwiercam twarz w pręgowanego kota.
Witaj czasie wielkiej pracowitości. Sponsorem tego roku będzie sól jodowana, plecak i laptop z nową baterią. Niech no tylko się pozbieram - świecie - przybywam!



W Nowym Roku życzę Wam, żebyście nie musieli mieć postanowień, tylko aby po prostu wszystko działo się tak, jak należy.

6 komentarzy:

Wu pisze...

Obawiam się, że bez postanowień jednak się nie da:)

Magda Spokostanka pisze...

Moje postanowienia to kit, na który już nawet sama się nie nabieram.
Prawdziwe pragnienia leżą zazwyczaj dosyć daleko od postanowień i wychodzą na jaw zbyt późno, żeby je zdążyć postanowić :)
Doro, bardzo Ci dziękuję za to życzenie! Jest mi szalenie bliskie. Jak już myśli mi się kompletnie splączą, a emocje płoną jak głupie, to o tym właśnie marzę - żeby się działo jak należy. Jest to wyraz "bezradności" i najwyższej odwagi. Mogę tylko postanowić (hi hi :)), że nie będę wtedy protestować - nie tak, cholera, miało być!
No to niech!
Nieśmiało spytam, czy sól jodowana, to licentia poetica, czy jednak cuś?
Pozdrawiam serdecznie

Aneta pisze...

Będzie legalny pióropusz? ;)

Co do postanowień, lub nie, zaczynam dochodzić do wniosku, że jedno drugiego nie wyklucza... Jakiś kurs chyba jednak trzeba obrać, mając na wyposażeniu wolę. Choćby po to, żeby odkryć, że pragnienie czy znaki kierują gdzie indziej. Płynąć zakosami bez żalu i wstydu, o! To będzie coś dla mnie ;)

doro pisze...

Wu, witaj, Twoja ambicja mnie zawstydza! ;D

M., to odważna bezradność i właśnie tak ma być! Wszystkiego dobrego i pięknego, bo zwykłego! Sól jodowana jest mi do zycia niesłychanie potrzebna, to morze, oddech i konieczność wzrastania w podróżach koniecznych i niekoniecznych a nawet niechcianych. Uściski!

Anetto, jak pomyśle i pióropuszu, to widzę tych wszystkich moich znajomych, którzy ulegli moim wizjom wojowniczki i teraz sami dźwigają ten ciężar tomahawków ;))))
Jako Siostra Płynąca z Wiatrem podróżujesz już bardziej świadomie. Bezpiecznej żeglugi!

słowa malowane pisze...

A ja to bym chciała zobaczyć to, co jest naprawdę, a nie te wszystkie historie, które są własną produkcją... produkcja produkuje, staram się ją łapać w zasięg paralizatora na muchy, ale czasem brzęknie tuż koło głowy i trzeba zaczynać wszystko od początku.
Poza tym miś jogi kazał mi wejść do komnaty serca, w której miałam znaleźć dziecko. W sumie ciekawsko na mnie patrzyło i było spokojne, ucieszyła mnie ta wizja i jest jakimś drogowskazem.
Patrzeć uważnie, nie bać się i nie ryczeć:)

doro pisze...

Ooooo, to dziecko to bardzo ciekawa wizja. Dziękuję za ładny oscylujący wpis.