Dziś wyjątkowo nie mam nic na myśli.
Obudziło mnie udeptywanie pleców przez czterołapa jęczącego z głodu. Jęczeć nie miał prawa, bo wieczorem wsunął całego myszora. Chciałam jakoś zaprotestować, ale jedną ręką rozmawiałam a w drugą mieszałam kotleciki z grochu. Mogłabym manewrować nogą ale bałam się po ostatnich ranach kłuto-szarpanych. Kot zatem skonsumował w spokoju i nawet się oblizał, mrużąc oczy.
Jesienią czas leci inaczej.
Czas spędzany w pracy dłuży się śmiertelnie, nieodpisane mejle straszą zagładą a popołudniowe spacery z psem ujawniają zbliżający się, szronisty listopad.
Ogromne dynie piętrzą się ze wszystkich zakamarków - zrobiłam z nich już chyba wszystko poza lodami. Jak mógł taki cud na tym świecie urosnąć, jak mogłam go nie poznać przez tyle lat - może żyliśmy obok siebie, jeździliśmy tym samym autobusem na targ, mijaliśmy się w drzwiach magazynu dzień po dniu? I pomyśleć, że dopiero cztery lata temu dostąpiliśmy sakramentalnego, kulinarnego zjednoczenia!
Na blogach ludzkich istne dyniowate szaleństwo - bardzo mnie to cieszy. Wszelki fusion, potrawy tradycyjne, kombinowane, dziwadła i nudziska. Ten sezon podarował mi objawienie kolendrowe w postaci małych doniczek o zielonym pióropuszu - myślę, że w kierunku kolendry ewoluowało życie na tej planecie. Nie ma bardziej frapującego, bardziej samoświadomego smaku! Może tylko... poza małżami w sosie z kilku papryk, z kolendrą? Wysiorbywanymi prosto z muszli?
Czas sprzątania pracowni, porządkowania zobowiązań, sprawdzania zimowych czapek i ubrań. Wreszcie można się omotać czymś mięciutkim i kolorowym. Orzechy chrupią pod nogami. Jajowate, białe grzyby otwierają sukienki kapeluszy. Gorący earl grey prosi o plaster imbiru.
Najnowszy "Nature" donosi, że materia organiczna może być popularna w kosmosie i wyrastać jak grzyby po listopadowym deszczu pod Janowem Lubelskim. Nie musi również być wynikiem wielopokoleniowej ewolucji w bajorze a "tylko" gwiezdnym odpadem postprodukcyjnym. Przygotujcie się - może już niedługo przestaniemy tęsknym okiem patrzeć w czarne, rozgwieżdżone niebo, a zaczniemy się zastanawiać nad formułą powitalną? Jak dotąd głowi się głównie organizacja CETI (http://www.seti.org/)
Jesień pora jest wesoła, zasmarkana cała szkoła!
Tym optymistycznym akcentem pora zejść na Ziemię.
Zdrowia życzę!
Zwłaszcza dzisiejszym Tadeuszom ;)
http://www.nature.com/nature/journal/vaop/ncurrent/full/nature10542.html
13 komentarzy:
Jakoś tak często po przeczytaniu Twojego pisania się uśmiecham :)
Dzięki i Tobie również zdrówka życzę :)
Cząber to mocna konkurencja!
Zdrowie się gdzieś zapodziało - dziękujemy za życzenia!
I też życzymy dobrze przyprawionego zdrowia!
Przeczytałam u Kopalińskiego, że zapiski na murach w Pompejach były liczne, często wulgarne, a jeden z nich głosił, że pan jakiś, pani jakiejś życzy przyjemnego kichania.
To a'propos kataru.
Co do zapisków - wchodzą jak dynia w zupę i wcale się nie obrażaj:)
Jak Ty to robisz Doro, że po Twoim wpisie zwykła earl grey lepiej smakować zaczyna :)
A mimo konkurencji na blogach i tak to Ty jesteś Dyniową Czarownicą
Parafrazując: kosmos - jak i dynia - jest tak blisko nas ;)
Bo dynia to kosmos ;)
Natalio, dziękuję, miło mi!
M. cząber zostawiłam sobie na deser, kiedy nacieszę się kolendrą.
Siostra - prawda! Kichać też można pięknie i dobrze.
AgaWo - ;)))
Anetto i Hadesie - z pewnością!
Wy już dwugłosem mówicie ;)
A kosmos to dynia? A my jak te pestki, niektórzy w łupkach, inni bez ;P
Doro, no nie wiem, w każdym razie ja już miewam nie swoje sny ;D
Bo zaczęłaś się z nami zadawać. Ja też z Kimonem wymieniam się snami - teraz czeka Cię jasnosłyszenie i przewidywanie od kogo dostaniesz smsa i w jakiej sprawie ;D
Okazuje się, że cukinie oraz dynie to wielce niebezpieczne rośliny, niechybnie wywołujący dar jasnowidzenia ;D
Życzę aby ten jesienne dni mijały mimo wszystko jak najlepiej :) Pozdrawiam!
Twoja jesień mieni się kolorami :)) I pachnie dyniowym ciastem, choć nie ma u Ciebie na blogu zdjęć ani przepisów tegoż przysmaku ;)
Jakubie, dziękuję!
Auroro - pizzę dyniową robię, właśnie pachnie ;)
Prześlij komentarz