niedziela, 30 października 2011

samotność bez powodu

Zbliża się święto, które z wielu względów jest najważniejsze w roku. Każde Boże Narodzenie i Wielkanoc przebiegają u nas w rozproszeniu, natomiast Wszystkich Świętych jest nienaruszalne. Rytuał rozpoczyna się kilka dni wcześniej, kiedy Mama w kwiaciarni zamawia dokładnie przemyślane wiązanki, wieńce i kompozycje, ustala odcień (sic!) lampionów, kupuje drut do wiązania stroików przed złodziejami, zamawia tort orzechowy, robi galaretę.

W dzieciństwie na to święto cale kuzynostwo z południowej Polski czekało jak na rarytas. Kiedy wszyscy się już obcmokali, zarzucili podarunkami, pozbyli się rajtuz (uwielbiam to słowo!)i przebrali ze zziębniętej podroży; zjedli barszczyk i pieczeń, szli się bawić do mojego pokoju. Wygłupom nie było końca. W małym blokowym mieszkanku na drugim piętrze dorośli opowiadali o swoim roku, o pracy i przyszłości sącząc kawę i dziubiąc orzechowca, wieczorem na stół wjeżdżał koniak. Pies dostawał odrobinę na spodeczek i zasypiał mocno chrapiąc. Dzieci zakradały się przez resztę wieczoru do lodówki, wyjadając wszystkie pyszności. Przez całą dobę pachniało igliwie i kawa. Kiedyś Mama nie zamawiała wieńców, tylko robiła je własnoręcznie, powstawały dzieła sztuki. Nic dziwnego, że trzeba było je przywiązywać do grobu a na cmentarzu ciocie i wujkowie trzymali straż do późnych godzin nocnych.

Jestem już daleko od mojego cmentarza, choć niedaleko od Świętych. Przodkowie są również tu - w tym drzewie za oknem, na tutejszym cmentarzu.Jakże ciężko odzwyczajać się od czyjejś nieobecności - tych, którzy odeszli i Tych, którzy nie mogli przyjechać, aby ich wspominać. Najdziwniejsza jest jednak ta niewidzialna granica, którą czuję od dziecka, pamiętając duszący zapach zniczy, przenikliwe zimno i gorący barszcz po wielogodzinnej modlitwie. Granica jest tuż obok - przeszłość i przyszłość przechadza się obok siebie, skubiąc w nocy tort.



Jak się nazywa cyferka za zerem?;) W zaświaty dzwoń z prefiksem.

fot:dr

11 komentarzy:

Aneta pisze...

...
Czy mówiłam już, że kocham tego bloga?
Uściski :*

doro pisze...

Nigdy nie wspominałaś ;F
;*

Portier pisze...

Mam podobne doświadczenia związane z tym dniem. Pamiętam długie spacery po cmentarzu, rozmowy z dalekimi krewnymi, rozmyślania nad grobami i rzeczywiście - także spotkania z całym dziecinnym pokoleniem naszej rodziny.

A potem powrót wieczornym autobusem z nosem na szybie i wzrokiem wbitym w łunę nad cmentarzem...

Mimo to jednak w zaświaty bym nie dzwonił. I "ONI" i my powinniśmy uważam siedzieć na swoim miejscu i nauczyć się je doceniać. Jak to było w którejś z książek o Panu Samochodziku? Taki napis na jakimś grobowcu: "Tym jesteś czym ja byłem, tym będziesz czym ja jestem".

Tak że spokojnie. Nie dzwonię. Poczekam ;)

Mrouh pisze...

Też należę do tego grona, które listopadowe święto wspomina jako jedno wielkie spotkanie tych z tego i nie z tego świata. Możliwe nawet, że uważam to święto za bardziej rodzinne od Bożego Narodzenia, o większej wadze i emocjonalnym znaczeniu i to mimo ateistycznych przekonań nabytych z biegiem czasu. Lubię rytuał przygotowywania wiązanek i kupowania zniczy, nawet msze na cmentarzu, nudzące się najmłodsze pokolenie, prawie zapomniane twarze dawnych znajomych migające w tłumie, wieczorny spacer i łunę nad cmentarzem, która jednak już nie jaśnieje jak kiedyś, kiedy znicz oznaczał całkowicie odkrytą terakotową miseczkę z grubym knotem zalanym woskiem, w których jako dzieci maczaliśmy paluchy.

hds pisze...

Przymierzałem się do podobnego wpisu, że Święto Zmarłych jest praktycznie Świętem Żywych ;)
Ukradłaś mi temat Ty Cykiniowa Wróżko ;DDD

doro pisze...

Czy zapomniałam wspomnieć, że obcowanie ze mną wróży przejęcie fal mózgowych? ;P
Pacz, i nawet smsa Ci wysłałam, nieczytając tego komentarza ;DDDD

hds pisze...

OMG!!! Staję się drugą Małpą ;DDD

doro pisze...

Skutki uboczne. Zapytałeś swojego farmaceuty? ;)

AgaWa pisze...

Zazdroszczę takich pozytywnych wspomnień. Mi te święta nie kojarzą się z niczym przyjemnym, niczym pozytywnym, raczej z przykrym obowiązkiem narzucanym przez mamę, która uwielbia spędzać czas na cmentarzu, więc w ten dzień prowadzała nas po wszystkich grobach kilka razy. Pamiętam tylko bolące nogi, zimno i strach, żeby nie zgubić się w tłumie. Szaleństwo kupowania najtańszych i najładniejszych kwiatów pod cmentarzem, ból podeptanych przez obcasy dorosłych stóp, ścisk, gwar, szturchnięcia i problemy z powrotem do domu, bo tramwaj zawsze tłukł się okrężną drogą.
Dobrze wspominam tylko maczanie palców w gorącym wosku i jakże egzotyczne dla nas imprezy przy wystawnych grobowcach (wtedy mówiliśmy "domkach") Romów :)

Monika pisze...

Moje wspomnienia raczej chłodne. Przyjemne były jedynie wyjazdy na cmentarze w kaliskim. Teraz wolę Halloween i rozmowy o żywych.

doro pisze...

Mrouh - a czy Ty czasem nie pochodzisz z mojego rodzinnego miasta? Z ulicy Wyspiańskiego? ;D Dałabym sobie rękę uciąć, że wielokrotnie Cię widywałam!
Terakotowe miseczki były ekstra - świetnie sie nimi zalewało płaszczyki - a jaka rozpacz w domu naszych mamuś! ;H Pozdrawiam!

Agawo - toż to prawdziwy helołinowy horror miałaś! Szkoda!
Może teraz się odmieni? Uściski!

Silko - wszystko się zmienia, nasze spojrzenie również. Mam nadzieję, że teraz również znajdujesz piękne chwile w tych świętach.Pozdrawiam!