środa, 19 stycznia 2011

zakot[ł]owało się



U Akemi wiosennie rzęzi kot, u Paulindy pies. Mój Tato jeździ wszędzie z sunią, która wygląda jak krzyżówka lisa z Gremlinsem i jest jedynym zwierzem, jakie znam, które patologicznie kłamie i oszukuje. Mama ma natomiast dwa ulubione krokiety biurkowe do głaskania.
Cypiskówna dotkliwie gryzie, gdy tylko przestaje się ją głaskać do terkotania. Kus Kus zagania mnie chrapliwym mraukiem do łóżka po dwudziestej drugiej, jak owczarek owcę do zagrody na hali.
Mój najmłodszy kot, wyglądający już jak wąż, który pożarł słonia, jest kleptomanem i przeprowadza napadowe wyprawy łupieżcze. Ofiarami są saszetki z kocim pokarmem, które nadgryza i wytuptuje łapami ich zawartość, uroczyście wysysając. Odnalazłam niedawno cmentarzysko wyssanych torebek łiskasa.
Nie wspomnę już nawet o odnalezionych pod "jego" fotelem artefaktach naszych ludzkich gości; pudełko od soczewek kontaktowymi bez tychże, wstążka do włosów, widelec plastikowy, mnóstwo słomek i pędzli (pędzle kradnie wyjątkowo namiętnie), ozdoby choinkowe i rękawiczka koloru cegły.

Po co nam ten cały cyrk, futrzaste kłębowisko roszczeń i wiecznie ośliniona piłeczka, wkładana do łóżka; popodgryzane kwiaty doniczkowe, kłaki wszędzie, oprócz sufitu? Umazane łapami i nosami drzwi i szyby, wymemlane kocyki i kuleczki suchej karmy o programie antystruwitowym, kłujące w bose stopy (bo przecież kapcie już dawno wyniesione w szale psich uniesień na śnieg/deszcz/błoto/do piasku*)?

Z uprzejmości nie wspomnę o truchłach myszy, chrabąszczy i jaszczurek zawijanych skrzętnie w szmatki i chusteczki bądź papier toaletowy; taka paczuszka powinna być jeszcze opisana "na później, nie wyrzucać!!!". A jaka mina obrażona, jaki foch na twarzy przy sprzątaniu! Nie wszystko niestety da się sprawdzić przy drzwiach balkonowych: "stój i pokaż, co masz w pysku?" i tylko zaciśnięte zęby, wystający ogonek i wytrzeszczone oczy winowajcy zdradzają pasażera na gapę.

Dlaczego wciąż potrzebujemy chaosu?






rys: Alli Arnold
http://www.art-dept.com/illustration/arnold/index.html

*niepotrzebne skreślić, ale nie na długo, bo w sumie każde jest aktualne

9 komentarzy:

bajerowicz@o2.pl pisze...

Hm - też sobie zadaję podobne pytania. Jedyne co mi przychodzi do głowy, to "bo tak" - całkiem poważnie. I jeszcze wiem, że trudno byłoby mi bez tego żyć.

hds pisze...

Przy cmentarzysku wyssanych torebek popłakałem się ze śmiechu ;)
Koty to cudowne stworzenia - Wiktoria rodziców również dostarcza nam niezapomnianych wrażeń, szczególnie jak balansuje na balkonowej balustradzie.

słowa malowane pisze...

Doroto, bujność Twej wypowiedzi jak i owłosienia jest niewątpliwie lepsza niż poranna kawa. Jesteśmy niby właścicielami tych istot i niby mamy nad nimi przewagę...Ktoś tu coś poprzekręcał.

W drodze... pisze...

Bo kochamy (s)twórców tego chaosu - po prostu :) A tak poza tym podziwiam pomysłowość wysysacza saszetek :) Mój grubasek Kacisko na to nie wpadł :) Na szczęście!

W drodze... pisze...

PS. z powodu kotów nie posiadam prawie kwiatków doniczkowych. A akcie desperacji moje koty (sztuk dwie, bo trzeci nieco mądrzejszy) próbują rzucać się i obgryzać jakieś, pojawiające się od czasu do czasu, sztuczne pędy :)

akemi pisze...

Po co sami sobie gotujemy ten chaos? To proste. Po to, byśmy nie zwariowali od nudy.
Ktoś nas musi robić w konia, od kogoś musimy się też uczyć tego nieustannie! ;P

Beatta pisze...

Jak to po co???!!! Do kochania :)

Anonimowy pisze...

Witajcie
Mam ochotę dołączyć do waszej blogowej rodziny ale nim mnie przyjmiecie powiedzcie proszę czy konieczne jest posiadanie kota?
Moja terapeutka mówi mi, że ja mam niezłego kota więc jeśli to wystarczy to jestem cała wasza.

doro pisze...

Anonimowy(a), można miec również konia, kozę lub patyczaki, wszystkie chwyty dozwolone.