niedziela, 18 lipca 2010
ikony i muchi
fot:MR, jarmark ikon, Sanok
Sanok Town, my handwork
Witam Szanownych Czytelników w cudne załamanie pogody, sakramentalne ochłodzenie, piękne 15 stopni, przesycone lekkim zefirkiem znad pól, okraszone kwaśną miną zmokniętego kota, który nerwowo wylizuje sobie mokre stopy!
Tak, przypuszczenia rodziny potwierdziły się, jestem wiedźmą, uwielbiam burze, mżawice, pogody kawogenne i uspokajające.
Wczoraj! Wczoraj dusiliśmy się wśród kramów sanockich w piekielnym skwarze, wśród kordonów galowo umundurowanej policji, oczekującej na rozdanie dyplomów za dokonania służbowe. Próbę wystąpienia przed szereg nogą lewą rozpoczęli już o 8; gdy zwijałam się do domu była 13 i wciąż gnili w pobliskich rozsypanych po ryneczku kafejach, przykładając do czoła zimne napoje.
Najbardziej podobało mi się zwiedzanie sanockiego muzeum z ikonami. Panowie pilnujący ekspozycji z przejęciem dyskutowali o sposobach doprawiania nalewek a później o tajnikach hodowli pszczół; pani tupiąc cieniutkimi jak ołówki obcasikami skrzętnie zamiatała zdechłe muchy, robiąc przy tym sympatyczny kurz - widać ikony jednak to lubią, co im tam będą kadzić czujnikami wilgotności, termometrami i innymi nowomodnymi bzdurami. Pani strażniczka ekspozycji zręcznie uformowała kopczyki z truchełek i zostawiła je pod ścianą.
Ale i tak najciekawsze pani pilnujące były na piętrze Beksińskiego. Takiego pilnego studiowania krzyżówek sudoku o 9 rano nie widziałam nawet w sanatorium. Co potrafi zrobić tygodniowy upał z ludzi w przedziale wieku 25-30 ...
wspólne stoisko z rękodziełem - Dorota Z. maluje na żywo, Dorota R. traci czas ;D
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
11 komentarzy:
A ja wczoraj się smażyłam w Arboretum w Bolestraszycach a potem w Krasiczynie. :) A Muzeum Sanockie dobrze znam, bo wielokrotnie tam byłam. Nie tylko z racji uwielbienia mistrza Beksińskiego. :))
ależ tam fajnie musiało być :)
u mnie już po załamaniu pogody, znowu słońce grzeje
lubię kiedy pada deszcz (bez przesady oczywiście, tygodnia w deszczu nie zniosę) burze z piorunami uwielbiam :)
na ikony to ja zapraszam do Krempnej i Kotani:)ciekawa "Parada Historyczna" wczoraj tam była:)
ehhhhhh aż żałuje, że zgubiliśmy się z Cypisem w Wołosatym lesie, co utrudniło nam wcześniejszy przyjazd stopem do mego Sanoka ukochanego...
ciesze się razem z Panią tymi doświadczeniami :) aż serducho kręci się z radości ;]
tam dorastałem, niedaleko Skansenu mieszkałem dlatego tym bardziej się raduje ;*
Dziękuję za informację, że paczka dotarła :) Cieszę się bardzo, że się Pani podoba :) Pozdrowionka :)
Szkoda, że ten Sanok tak daleko. W upale jeszcze dalej:)
A ja sie wybieram w Biesy przez Sanok...Niestety w Sanoku nie zabawię. Może innym razem...
No trochę oddechu i świeżego powietrza się przyda. Ja tylko liczę, że w urlopie utrafię parę słonecznych (byle nie do przesady) dni. :) Pozdrawiam serdecznie, z Bogiem! :)
piękne określenie: "pogoda kawogenna" ;)) Ja także lubię takie (nie)pogody.
Pozdrawiam! :)
Kiedy, kiedy można się tak wybrać "na ikony"? I gdzie? Bo ja bym chętnie...
KK - co roku w połowie lipca "Jarmark Ikon", możesz tez poszukać sobie tegorocznej informacji o "Bieszczadzkich Aniołach" - asortyment podobny ;) poza tym prywatne malowanie ikon przy dźwiękach madrygałów Monteverdiego metodami starymi albo nowymi to u mnie w pracowni, są jeszcze wolne miejsca ;)
Kaś - nie omieszkam w przyszłym roku!
Gupiczek - nie ma czego żałować, marnie było w tym roku a ja byłam tylko przelotem; grunt, że has się udał!
dziękuję Wam wszystkim za wpisy!
Prześlij komentarz