Nie mogę oprzeć się wspomnieniu pewnej obserwacji ze świata owadów. W jeden z ostatnich dosyć ciepłych jesiennych dni zauważyłam przedziwny taniec czegoś skrzydlatego. Słońce prześwietlało ogród a dwa osobniki muszne, jak na gumce niewidzialnej, w odległości kilkunastu centymetrów od siebie sprężynowały w górę i w dół. Naprzemiennie. Amplituda była stała, szokująco równa. Jak jeden w górę, to drugi w dół. Zachowały odległość. Zabawa trwała dosyć długo i hipnotycznie czekałam na ich potknięcie. Idealny tor w końcu uległ zachwianiu, jedna popełniła wyłom, za to druga.... poczekała i znów tańczyły oszałamiająco równo, w idealnej linii prostej, na tych samych granicznych wysokościach, jak dwa yoyo.
Steve Reich, jak sądzę, też to zobaczył i skomponował muzykę.
Dziękuję wszystkim oglądaczom za 100 000 wizytacji!