Mniej więcej raz na rok odkrywam, że (nie tylko na festiwalu) istnieje jakiś głównoprowadzący wątek, wzór, według którego układają się losy. Ten rok zdecydowanie należy do transu oraz poszukiwania rytmu w świecie. Miejsca, które stanie się centrum wewnętrznej wędrówki i kresu zarazem.
W zadziwiający sposób we śnie i na jawie przychodzą do mnie i moich znajomych wizje węży, spiral, ośmiornic, czerwonej, gliniastej ziemi. Ziemia tej jesieni manifestuje się równie mocno w postaci urodzaju dyniowatych, gliny, siły życiowej, orzechów; wszędzie pierzchają spod nóg różnokolorowe jaszczurki. W ręce pchają się książki o symbolice kamieni, labiryntu, jaskini. Spotykam się z Siostrami na Festiwalu, a w nocy jednej z nich śnią się węże. Słońce pali w twarz i z półprzymkniętych powiek widzę ciągle... Australię!
Tak Claude Hay przyćmił tym słońcem Australii wszystkich. Byłabym zwyczajnie politycznie poprawna, gdybym napisała teraz krótką, uprzejmą notkę o każdym z gości - plastykach i muzykach, o fenomenalnej wystawie i pięknych zdjęciach "Into The Wild". Nie mam zamiaru!
W wieczór czarów transowych wprowadził publiczność 13 edycji Satyrbluesa sam Piotr Restecki. Stałam pod samiuśką scena z otwarta gębą. Sala była wypełniona tak, że - jak mawiał Tygrys - nie dałoby się wciski szpilnąć. Wielki talent organizatorów zwabił do Tarnobrzega wielu bluesofilów z całej Polski i kilku krajów sąsiednich. Wszędzie rozbrzmiewały polsko-angielskie szepty gości, tłumaczy i znajomych.
Później była już uczta główna, choć pewnie moja osobista ocena zbyt żywiołowo i niezasłużenie odsunęła w kącik babskiego serca innego muzyka - Michaela Lee Firkinsa, który również zagrał fantastycznie. Jeśli Michael słusznie jest mistrzem, to Claude jest po prostu muzycznym szamanem i spod jego uroku już chyba się nie wygrzebię.
Wybaczcie zatem zdjęcia bardzo.... hm... mono(Claudo)tematyczne ;)
Słów kilka o technice - zaprezentował się jako człowiek-orkiestra, a raczej, jeśli można to uściślić, multiinstrumentalista temporalny. Nie jestem dziennikarzem muzycznym, ale opiszę to tak: zagrał tak, że czas swobodnie naginał się do jego kompozycji, co więcej, za pomocą własnoręcznie skonstruowanej podwójnej gitary (opowiadał z czego ją składał, między innymi fragmentu.. pralki), zestawu perkusyjnego i elektronicznego zapętlacza (looper?)) zamiótł wszystkich. Po tym, co z wielką osobista skromnością i wielką charyzmą zaprezentował, obecnym obok mnie znajomym muzykom wystąpił pot na twarzy. Oryginalność, prostota i energia, z jaką grał każdy kolejny utwór na bardzo długi czas będzie pobrzmiewała w duchu uczestnikom koncertu. Panu Looperowi podarowałam ceramiczną gitarę na pamiątkę z ... antypodów polskich ;)
Mocno w klimat australijskiego transu wbił się Szymon Szcześniak ze świetna wystawą zdjęć Into the Wild. Zdjęcia, które Państwo zobaczą w tle scen rodzajowych przy stoisku z ceramiką są jego autorstwa. Jako smaczek dodam, że każda z Trzech - Czterech już - bo z Basią - Sióstr zrobiła sobie zdjęcie ze zdjęciem wybranego "przystojniaka" na tapetę komórki ;)
Bardzo podobały mi się prace zaproszonego artysty rzeźbiarza i jubilera - Aleksandr Tivodar wstrząsnął moim uwielbieniem szkieletów i kości po raz kolejny - tworzy z nich kompozycje plastyczne oparte na zwielokrotnieniu motywów vanitatywnych i ... heavymetalowych ;) Piękna biżuteria!
No to teraz zapraszam do słuchania, zakupu płyty, oglądania zdjęć i rezerwacji czasu na wrzesień przyszłego roku. Uwaga, bilety kończą się już około początku sierpnia. Moje własne zdjęcia z koncertu wyszły bardzo beznadziejnie, dlatego prezentuje dziś fotografie zrobione przez Tomka.
Bardzo dziękuję: Organizatorom za zaproszenie, artystom za tak dobrą zabawę a przyjaciołom za obecność!
płytka:
http://us1.campaign-archive2.com/?u=1c7f818fef4025f44b0257422&id=a8de2dd7c8
Organizatorzy i Claude Hay przy naszym kramiku, "Paczpaczpacz -jakie- łaaadne!"
Mam coś dla ciebie, momencik, już zawijam sznurek! Będzie Pan zadowolony ;))))
No niestety gitarka się przekręciła i jej nie widać, Ale widać Claude'a! Po lewej Misiek, po prawej Basia.
Mee Lee obdarowana przez Basię piękną bransoletką!
Pan "dziki" z wystawy Into the Wild ;)
Inny, równie dziki pan.
Dziki pan przy dzikiej , australijskiej biżuterii Pracowni MAHI;)
Jacek Kawa prezentuje ;)
fot. Tomasz i Basia
1 komentarz:
Belo mielo:)
Jak zwykle świetnie napisane, Siostra! I odbiór takiż sam.
Prześlij komentarz